O sołectwie

Mechelinki- stara, malutka wioska rybacka leży wciśnięta pomiędzy „Klif Mechliński”a „Rezerwat Mechelinki” na brzegu Zatoki Puckiej, z dala od głównej szosy.

Mechelinki położone są na Kępie Oksywskiej. Historyczne źródła podają wiele nazwa tej miejscowości. Mechina datuje się od 1288 r. W tym czasie pan i władca, książę Mestwin zezwala Cystersom oliwskim na zajmowanie się myślistwem i rybołówstwem, pozwolił również na stacjonowanie jednego statku na użytek własnych potrzeb.

W tym okresie duże uprawnienia miał sołtys, miał prawo nakładania i zwalniania z robót na rzecz wsi (zwanych szarwarkiem), odbierał i przekazywał pocztę do Gdańska i Pucka. Różne źródła podają ilość gospodarstw we wsi, można przyjąć, że było około 20 dymów (tak określano gospodarstwo) i kilku osadników. Mechelinki od zawsze były związane morzem, a w szczególności z Zatoką Pucką. Ludność Mechelinek i Mostów żyła z morza i ziemi – rolnictwa. Tak jak na gospodarstwie rolnym pracują tu wspólnie całe rodziny. Dzieci pomagają rodzicom w obejściu od dzieciństwa, tak samo było w rybołówstwie, pracowały całe rodziny. Ojciec ze starszymi synami wypływał w morze stawiać sieci. Dzieci musiały wykonywać pracę załogi na szkutach, stawiać sieci, wybierać, sortować rybę, sterować i trzymać wachtę w nocy, obserwować, aby inny statek nie najechał na ich szkutę i sprzęt. Była to praca ciężka, mozolna i niebezpieczna.

Najniebezpieczniejszy dla tych załóg był sztorm. O zbliżającym sztormie nikt ich nie informował, bo nie było radia, ani innej łączności, ale każdy szyper wiedział z własnego doświadczenia jak się zachować w czasie sztormu, jak chronić załogę i jak pokierować szkutą, aby nie zatonęła. Wiedzy o zachowaniu się w niebezpieczeństwie trzeba nauczyć się praktycznie przez długi okres pływania na morzu i kierowania jednostką. Jedni tę wiedzę posiądą bardzo szybko, inni wolniej, a jeszcze inni w ogóle nie posiadają predyspozycji do kierowania i dowodzenia jednostką. Młodsi rybacy uczyli się rzemiosła morskiego od starszych „maszopów” – jak obserwować chmury i zachowywanie się ptactwa przed zbliżającym się sztormem. Tę wiedzę nabywa się przez własną obserwację i podpatrywanie innych. Proszę pamiętać, że dawne rybaczenie było o wiele trudniejsze od obecnego, przede wszystkim były to łodzie wiosłowe i żaglowe, rybak musiał pokonać siłą mięśni drogę na łowisko i umieć postawić żagle tak, aby łódź płynęła tak, jak chciał szyper, do przodu. Po przybyciu na miejsce załoga była już zmęczona, a jeszcze trzeba było dużo pracy, aby końcowy efekt był pozytywny. Obecnie rybak włącza silnik i płynie jak na wycieczkę. Doświadczeni rybacy wiedzieli, o której godzinie wypłynąć na łowisko i o której trzeba wrócić do przystani.

Na brzegu przystani czekały ich żony (białki) z koszami. One wiedziały już ile i jaką rybę trzeba zanieść do odbiorcy. Na rybę czekali restauratorzy i kupcy – wozi l i on i rybę do Pucka, Gdyni i Gdańska. Okres zimowy rybacy wykorzystywali na naprawę swoich szkut. Niektórzy pracowali przy budowie nowych szkut i łodzi. Przypominał że w Mechelinkach i Rewie było dużo fachowców szkutników, którzy wykonywali nowe szkuty na zamówienie.